W polskim internecie, zwłaszcza w mediach społecznościowych i grupach poświęconych zwierzętom, narasta fala krytyki wobec sklepów zoologicznych, które oferują na sprzedaż żywe zwierzęta. Oskarżenia są ostre: że sprzedają cierpienie, że wspierają pseudohodowle, że traktują zwierzęta jak towar. W efekcie pojawiają się nawoływania do bojkotu sklepów, presja społeczna na właścicieli, a nawet ostracyzm wobec osób, które kupiły swojego pupila „w sklepie, a nie z hodowli czy adopcji”.

Ale ta fala, choć często motywowana dobrymi intencjami, nie rozwiązuje realnych problemów. Przeciwnie – może pogłębiać cierpienie zwierząt, przenosząc ich sprzedaż do szarej strefy, gdzie nie ma żadnej kontroli, zasad, ani odpowiedzialności.

Krytyka sklepów ma sens – ale wymaga kontekstu

Nie ma co udawać, że wszystkie sklepy zoologiczne są idealne. Wciąż zdarzają się miejsca, gdzie świnki morskie siedzą w akwariach na trocinach, króliki nie mają dostępu do siana, a gryzonie są trzymane w zbyt małych zbiornikach, bez schronień, towarzyszy, ruchu czy właściwej opieki. Brak edukacji personelu, minimalizacja kosztów, a niekiedy zwykła ignorancja – to wszystko się zdarza.

Ale jednocześnie:
  • rośnie liczba sklepów, które inwestują w dobre warunki, przestrzeń, odpowiednie podłoża, żywienie i konsultacje weterynaryjne,
  • coraz więcej sklepów działa we współpracy z fundacjami, prowadzi adopcje, edukuje klientów,
  • są sklepy, w których można uzyskać rzetelną pomoc, przemyśleć zakup, zobaczyć dobre praktyki i nauczyć się, że zwierzę to nie zabawka.
A mimo to – dla wielu osób w sieci nie ma znaczenia, jak prowadzony jest sklep. Sam fakt, że sprzedaje zwierzęta, wystarcza, by go potępić.

Internetowa moralność: zero-jedynkowa, emocjonalna i pełna przemocy

W mediach społecznościowych dominują proste przekazy. W nich nie ma miejsca na niuanse. Jeśli sklep sprzedaje zwierzęta – to jest zły. Jeśli ktoś kupił zwierzę w sklepie – „napędza cierpienie”. Jeśli ktoś nie adoptował – „wspiera pseudohodowle”.

Osoby, które kupiły swojego pierwszego chomika, świnkę czy króliczka w sklepie, często spotykają się z komentarzami w stylu:
„Zrobiłeś najgorszą możliwą rzecz.”
„Nie masz prawa się wypowiadać.”
„Wspierasz cierpienie i chciwość.”
Efekt? Wstyd, wycofanie, nieufność, zamknięcie się na edukację. Ludzie, którzy mogliby z czasem stać się odpowiedzialnymi opiekunami, zostają publicznie napiętnowani i zrażeni do środowiska prozwierzęcego. Zamiast edukacji – dostają lincz.

Tymczasem nie tędy droga.

A jeśli nie sklep – to skąd?

Zwolennicy całkowitego wykluczenia sprzedaży zwierząt ze sklepów zazwyczaj nie oferują sensownej alternatywy. Często ograniczają się do haseł: „Tylko adopcja!” albo „Tylko sprawdzona hodowla!”.

Ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana:
  • W Polsce działa bardzo niewiele hodowli, które rozmnażają zwierzęta z zachowaniem standardów dobrostanu i genetyki. Większość to „hodowle” tylko z nazwy – z przypadkowo dobranymi zwierzętami, bez badań, nadzoru i planowania.
  • Adopcja to piękna idea – ale niewystarczająca, by zaspokoić zapotrzebowanie na zwierzęta domowe w skali kraju. Schroniska i domy tymczasowe nie są w stanie przyjąć i wydać tylu zwierząt, ile ludzie chcą przygarnąć. I wcale nie taka popularną wśród niezorientowanych w temacie.
  • Realną alternatywą dla sklepu nie jest wcale adopcja czy legalna hodowla, lecz… OLX, bazarki. Miejsca, gdzie nie ma żadnych zasad. Gdzie zwierzęta są rozmnażane w piwnicach, sprzedawane za grosze, często chore, zmarznięte, z nieznanym pochodzeniem i problemami zdrowotnymi i behawioralnymi.
Zakaz sprzedaży zwierząt w sklepach bez stworzenia legalnego, kontrolowanego systemu alternatywnego – skazuje zwierzęta na jeszcze gorszy los.

Co można (i trzeba) zmienić?

Jesteśmy za tym, by zwierzęta mogły być obecne w sklepach zoologicznych – ale na jasnych, odpowiednich zasadach.

Nie bronimy patologii. Nie bronimy ciasnych klatek, braku siana, nieodpowiedzialnego rozmnażania. Ale nie zgadzamy się też na huraganową krytykę, która niszczy całe środowisko zamiast rozwiązywać problemy.

Proponujemy rozwiązania systemowe:
  • Uregulowanie warunków sprzedaży zwierząt w sklepach, w tym minimalna powierzchnia, obecność schronienia, jakościowe podłoże, świeża woda i odpowiednia dieta, kontakt ze specjalistą.
  • Obowiązek prowadzenia ewidencji pochodzenia zwierząt – z kim były kojarzone, kiedy się urodziły, kto dostarczył je do sklepu.
  • Rejestracja i kontrola hodowli, które sprzedają zwierzęta do sklepów (oraz do osób prywatnych).
  • Obowiązkowa edukacja pracowników sklepów, np. w formie kursów online z podstaw opieki nad danymi gatunkami.
  • Zakaz sprzedaży przez internet przez osoby prywatne, które nie spełniają wymogów zarejestrowanej działalności hodowlanej.
  • Możliwość kontroli warunków i weryfikacji opiekunów przed sprzedażą. (niekoniecznie osobistą)
  • Wycofanie zbyt małych klatek i właściwe oznakowanie tych odpowiednich.
  • Możliwość odmowy sprzedaży zwierząt osobom nie wzbudzającym zaufania.
Sklepy zoologiczne – dobrze prowadzone, nadzorowane i współpracujące z organizacjami prozwierzęcymi – mogą być cennym ogniwem w łańcuchu odpowiedzialnej opieki nad zwierzętami.

A może tylko adopcje? Albo tylko legalne hodowle?

W dyskusji często pojawiają się dwie skrajne koncepcje: pełne zastąpienie sklepów adopcjami lub sprzedaż wyłącznie przez „legalne, profesjonalne hodowle”. Obie brzmią dobrze na papierze – ale w praktyce mają poważne ograniczenia.

Adopcje są wartościowe i potrzebne – ratują zwierzęta porzucone, niechciane, skrzywdzone. Ale nie są w stanie zaspokoić całego zapotrzebowania na pupili. W wielu regionach Polski nie ma żadnej organizacji oferującej adopcje małych ssaków. A jeśli nawet są, to zwykle operują na skraju wydolności – finansowej i lokalowej. Wprowadzenie przymusu adopcji oznaczałoby, że wiele osób po prostu sięgnie po zwierzęta z niekontrolowanych źródeł.

Z kolei sprzedaż tylko przez zarejestrowane hodowle mogłaby działać – ale wymaga stworzenia całego systemu rejestracji, kontroli, baz danych, inspekcji i egzekwowania przepisów. Obecnie rejestracja hodowli w Polsce (nie mówimy tu o uznanych i trzymających standardy stowarzyszeniach kocich i psich) często jest czysto formalna i nie wiąże się z realnymi kontrolami dobrostanu czy standardów genetycznych. Brakuje struktur, ludzi i środków, by egzekwować wysoki poziom takich miejsc.

Dlatego najbardziej realistyczne i skuteczne jest podejście łączone:
  • wspieranie i finansowanie organizacji adopcyjnych,
  • tworzenie systemu licencjonowanych hodowli z kontrolą jakości,
  • umożliwienie sprzedaży zwierząt w odpowiednio prowadzonych sklepach, które spełniają ściśle określone warunki,
  • oraz stopniowe wypieranie pseudohodowli i ogłoszeń prywatnych, które rozmnażają zwierzęta bez jakiejkolwiek odpowiedzialności.
To nie jest rewolucja na jutro – ale jedyna droga, która nie pogrąży zwierząt w chaosie i cierpieniu.

Hodowle, pseudohodowle i… coś jeszcze

W internetowym świecie utarło się, że „hodowla” to wyłącznie miejsce zarejestrowane w uznanym stowarzyszeniu, spełniające konkretne standardy i mające prawo do rozmnażania zwierząt. Wszystko poza tym bywa automatycznie wrzucane do worka z napisem „pseudohodowla” – bez względu na realne warunki utrzymania, wiedzę opiekuna czy jakość opieki nad zwierzętami.

Tymczasem rzeczywistość jest bardziej zróżnicowana. Istnieją legalne, ale niezrzeszone hodowle, które utrzymują wysoki standard dobrostanu i nie rozmnażają zwierząt dla zysku, lecz z pasji i odpowiedzialności. Są też takie, które działają wyłącznie komercyjnie, produkując zwierzęta w dużych ilościach i bez refleksji nad ich losem.

W internecie jest prowadzony czarny PR wobec sklepów zoologicznych, powtarzając w jednym zdaniu listę rzekomych przewin – od „kupowania od pseudo” i „trzymania w akwariach na pellecie”, po „brak podziału na płeć” i „sprzedaż tylko dla zysku” – bez względu na to, czy faktycznie mają one miejsce w danym sklepie. Opinie te są następnie chętnie powielane przez inne osoby - które są przekonane że hodowle gryzoni są uregulowane prawnie tak jak psy i koty.

Ale jest jeszcze trzecia, najbardziej niepokojąca kategoria: przypadkowe rozmnażanie zwierząt w domach, często z powodu braku wiedzy, braku kastracji i trzymania razem rodzeństwa różnej płci. Ich potomstwo trafia potem na OLX, lokalne grupy, bazarki – bez jakiejkolwiek kontroli, wiedzy o pochodzeniu, stanie zdrowia czy predyspozycjach. Często to właśnie te zwierzęta są w najgorszym stanie – i to one są prawdziwym „produktem” braku systemowych rozwiązań.

Czy naprawdę chcemy, wypychając zwierzęta ze sklepów, przenieść ich rozmnażanie właśnie tam – do piwnic, przypadkowych mieszkań i ogłoszeń bez żadnej odpowiedzialności?

Kontrola sklepów i hodowli – dwie różne rzeczywistości

Warto tu podkreślić fundamentalną różnicę w możliwościach kontroli między sklepami zoologicznymi a hodowlami gryzoni. Sklep zoologiczny ma stały adres, prowadzi działalność gospodarczą i jest wpisany do rejestrów. To oznacza, że inspektor Powiatowego Inspektoratu Weterynarii czy sanepidu może wejść w dowolnym momencie, bez zapowiedzi, sprawdzić warunki, nałożyć kary, wydać zalecenia i wrócić, aby zweryfikować, czy zostały spełnione. Dodatkowo sklep musi prowadzić dokumentację pochodzenia zwierząt i jest zobowiązany do przestrzegania przepisów dotyczących dobrostanu. Co więcej — warunki w sklepie może zobaczyć każdy klient, a w razie nieprawidłowości zgłosić je do odpowiednich instytucji, co w praktyce często skutkuje szybką kontrolą urzędową.

W przypadku hodowli świnek morskich sytuacja jest zupełnie inna. Prawo w Polsce nie wymaga żadnego zgłoszenia takiej hodowli do gminy, sanepidu, PIW czy jakiejkolwiek innej instytucji. Hodowca może mieć w domu 20 samic i 5 samców w jednej klatce, rozmnażać je co miot i sprzedawać młode — i nikt z urzędu nie będzie się tym interesował, dopóki ktoś nie zgłosi podejrzenia znęcania się nad zwierzętami. Jeśli hodowca należy do stowarzyszenia, to tzw. „kontrole” są zapowiadane często z wyprzedzeniem, często prowadzone przez znajomych z tego samego środowiska, a kryteria dobrostanu bywają tak elastyczne, że nawet przeciętne warunki mogą zostać uznane za „w porządku”. Państwo nie prowadzi ewidencji hodowli świnek morskich, więc w większości przypadków nawet nie wie, że dana hodowla istnieje.

Różnica jest więc zasadnicza: sklep można skontrolować, zgłosić, ukarać i zmusić do poprawy standardów — hodowli praktycznie nie.

Dla porównania – hodowle psów i kotów w Polsce są mocno uregulowane prawnie. Każda działa w ramach jednego, dużego stowarzyszenia, które pilnuje zasad hodowlanych, prowadzi rejestry i egzekwuje rygorystyczne standardy (co oczywiście nie wyklucza, że nieprawidłowości wciąż się zdarzają). Na tej fali część stowarzyszeń hodowców gryzoni próbuje przekonać opinię publiczną, że to właśnie one są „tym właściwym” i jedynym dobrym źródłem zwierząt. Problem w tym, że w przeciwieństwie do psów i kotów, w przypadku gryzoni nie ma realnego systemu rejestracji ani nadzoru państwowego, a kontrole są w dużej mierze symboliczne.

Kryterium Sklep zoologiczny Hodowla świnek morskich
Obowiązek rejestracji Tak – działalność gospodarcza, wpis do rejestrów Nie – brak wymogu prawnego
Możliwość kontroli PIW, sanepid, WIOŚ – w każdej chwili, bez zapowiedzi Tylko po zgłoszeniu znęcania się lub zagrożenia sanitarnego
Prowadzenie dokumentacji Obowiązkowa ewidencja pochodzenia zwierząt Brak obowiązku dokumentacji
Częstotliwość kontroli Możliwe kontrole rutynowe i interwencyjne Brak kontroli rutynowych
Reakcja na nieprawidłowości Mandaty, nakazy poprawy, odebranie zwierząt Postępowanie wyłącznie po zgłoszeniu i udowodnieniu winy
Przejrzystość dla klienta Warunki widoczne na miejscu, każdy może je zgłosić Brak wglądu – sprzedaż często online lub z prywatnego mieszkania

Edukacja zamiast potępienia

To, czego dziś brakuje najbardziej, to empatia – nie tylko wobec zwierząt, ale też wobec ludzi. Nie każdy, kto kupił zwierzę w sklepie, jest „zły”. Wielu z nas zaczynało właśnie tak. Wielu miało szczere chęci, ale brakowało wiedzy.

Zamiast nagonki – potrzebujemy edukacji.

Zamiast bojkotu – potrzeba reformy.

Zamiast linczu – konstruktywnego dialogu między sklepami, opiekunami, organizacjami i hodowcami.

Jeśli naprawdę zależy nam na dobru zwierząt – przestańmy krzyczeć, a zacznijmy budować rozwiązania.

Dlaczego nasza perspektywa różni się od popularnych haseł?

Dlaczego więc jako organizacja ratująca zwierzęta mówimy coś, co w internecie często odbierane jest jako „sprzeczne z linią frontu”? Bo patrzymy na realia, nie na hasła. Od lat widzimy, że spora część sklepów działa dziś inaczej niż 20 lat temu – inwestują w większe przestrzenie, lepsze podłoża, konsultacje weterynaryjne, współpracują z fundacjami i prowadzą adopcje.

Wiemy też, że edukacja prowadzona wyłącznie w internecie nie dociera do wszystkich. Jeśli porównać liczbę gryzoni w polskich domach z liczbą członków grup tematycznych, okaże się, że to wciąż niewielki ułamek opiekunów. A to oznacza, że ogromna część ludzi nigdy nie trafi na żaden poradnik, post czy film o właściwej opiece.
Sklep – po zmianach i podniesieniu standardów, które postulujemy – może być miejscem, gdzie ktoś po raz pierwszy usłyszy, jak prawidłowo dbać o zwierzę, i gdzie dostanie realne wsparcie od przeszkolonego personelu. To nie jest „bronienie sklepów” – to próba wykorzystania każdego dostępnego kanału, by poprawić los zwierząt.