Każdy, kto choć raz próbował pomóc rannemu zwierzęciu na drodze, wie, jak dramatycznie wygląda rzeczywistość w starciu z biurokracją. Choć ustawa o ochronie zwierząt jasno określa obowiązki samorządów w tym zakresie, w wielu miejscach przepisy pozostają martwe - istnieją jedynie na papierze.
Dramat na drodze
Wypadki z udziałem zwierząt zdarzają się codziennie. Często to przypadkowi świadkowie - ludzie, którym nie jest obojętny los żywej istoty - zatrzymują się, by pomóc rannemu psu czy kotu. Zamiast wsparcia i szybkiej reakcji, spotykają się jednak z bezradnością instytucji.Telefony do urzędów, straży miejskiej, weterynarzy czy służb interwencyjnych często kończą się odpowiedzią: „Proszę zadzwonić jutro rano”. Dla cierpiącego zwierzęcia to oznacza jedno - brak szansy na przeżycie.
Obowiązki gmin nie są fakultatywne
Zgodnie z prawem to gmina ma obowiązek zapewnić pomoc rannym zwierzętom, które znajdują się na jej terenie. W ramach programu zapobiegania bezdomności zwierząt każda gmina powinna mieć podpisaną umowę z lekarzem weterynarii świadczącym całodobową pomoc w przypadkach wypadków drogowych.Nie jest to dobra wola urzędników, lecz obowiązek ustawowy wynikający m.in. z art. 11 ustawy o ochronie zwierząt.
Brak realizacji tego obowiązku może być podstawą do złożenia skargi, zawiadomienia o naruszeniu prawa, a nawet interwencji organów nadzorczych.
Wolontariusze nie zastąpią systemu
Bardzo często w sytuacji kryzysowej ciężar pomocy spada na barki organizacji społecznych i wolontariuszy.To oni odbierają telefony, organizują transport, szukają klinik, często finansują leczenie z własnych środków - mimo że nie mają obowiązku ani zaplecza finansowego do realizacji zadań, które należą do gmin.
Wielu wolontariuszy działa z empatii i poczucia odpowiedzialności, ale coraz częściej towarzyszy im frustracja. Bo ile razy można ratować świat w pojedynkę, gdy system nie działa?
Martwe przepisy i ludzkie cierpienie
Każdy taki przypadek to nie tylko złamane prawo, ale też realne cierpienie żywego stworzenia.Zwierzę, które mogłoby przeżyć dzięki szybkiej interwencji, umiera w męczarniach - bo ktoś uznał, że „noc to nie pora na załatwianie takich spraw”.
Takie historie obnażają słabość systemu, w którym odpowiedzialność rozmywa się między urzędami, a życie zwierzęcia staje się kwestią przypadku i dobrej woli przechodniów.
Czas na realne zmiany
Organizacje prozwierzęce apelują: potrzebne są realne mechanizmy egzekwowania obowiązków gmin.Nie wystarczy mieć program opieki nad zwierzętami - trzeba go wdrażać, nadzorować i rozliczać.
Każdy mieszkaniec ma prawo oczekiwać, że w jego gminie istnieje sprawny system reagowania na zgłoszenia o rannych zwierzętach.
Bo w przeciwnym razie kolejne koty, psy, sarny czy jeże będą umierać na poboczach dróg - nie dlatego, że nie można było im pomóc, ale dlatego, że nikomu nie chciało się odebrać telefonu.





0 komentarzy
Brak komentarzy
Masz coś do powiedzenia? W artykule jest błąd?
Zostaw komentarz
Twój głos naprawdę ma znaczenie.