Ten artykuł powstał jako odpowiedź na histeryczny list osoby, która przedstawiła się jako były pracownik sklepów zoologicznych, by następnie opisać dramatyczne historie zwierząt w handlu zoologicznym. Autor listu przedstawił jednostronny i mocno nacechowany emocjonalnie obraz, generalizując i wrzucając wszystkie sklepy do jednego worka. Niestety, świat nie jest tak zerojedynkowy, jak chciałby to przedstawić autor. W rzeczywistości zarówno sklepy zoologiczne, jak i hodowle funkcjonują w różnych modelach – niektóre faktycznie nastawione są na szybki zysk kosztem zwierząt, ale istnieją też takie, które działają odpowiedzialnie i dbają o ich dobrostan.

Co więcej, ostatnie głośne oskarżenia wobec jednej z legalnych, oficjalnie zarejestrowanych hodowli, zrzeszonej w odpowiednim stowarzyszeniu, pokazały, że również tzw. „renomowane” hodowle nie są wolne od nadużyć. To dowód na to, że podział na „złe pseudohodowle” i „dobre hodowle” jest często jedynie wygodnym uproszczeniem, które nie oddaje rzeczywistości.

W tym artykule przedstawiamy bardziej wyważony obraz rynku sprzedaży zwierząt, oparty na faktach, a nie na emocjonalnych narracjach i skrajnych ocenach.

Sprzedaż zwierząt w sklepach zoologicznych – fakty, mity i świadomy wybór

Temat sprzedaży zwierząt w sklepach zoologicznych od lat budzi wiele emocji. Z jednej strony pojawiają się głosy, że sklepy traktują zwierzęta wyłącznie jako towar i nie dbają o ich dobrostan, z drugiej – że to jedyne miejsce, w którym przeciętny opiekun może kupić zdrowe zwierzę. Jak wygląda rzeczywistość? Czy sklep zoologiczny to zawsze złe miejsce na zakup pupila? A może problem leży nie w samej sprzedaży, ale w tym, jakie wymagania stawia się sprzedawcom i hodowcom?

Czy każdy sklep zoologiczny działa źle?

Wokół sklepów zoologicznych narosło wiele mitów, a jednym z najczęstszych jest przekonanie, że wszystkie działają w ten sam sposób – sprowadzają zwierzęta z niepewnych źródeł, trzymają je w złych warunkach i sprzedają bez odpowiedniej kontroli. W rzeczywistości sklepy zoologiczne różnią się między sobą, podobnie jak każda inna branża.

Są sklepy, które faktycznie kupują zwierzęta od przypadkowych dostawców, nie dbają o ich zdrowie i traktują je jak towar o krótkim „terminie ważności”. W takich miejscach priorytetem jest szybka sprzedaż, a nie dobrostan zwierząt. Jednak istnieją też sklepy, które:
  • Współpracują z odpowiedzialnymi hodowcami, którzy dbają o zdrowie i socjalizację zwierząt,
  • Zatrudniają wykwalifikowanych pracowników, posiadających wiedzę na temat gatunków, które sprzedają,
  • Zapewniają zwierzętom odpowiednie warunki, zarówno jeśli chodzi o przestrzeń, żywienie, jak i opiekę weterynaryjną,
  • Wymagają od klientów wiedzy i odpowiednich warunków, zanim zdecydują się sprzedać zwierzę.
Ostatecznie, jakość sklepu zależy od właściciela i jego podejścia do sprzedaży zwierząt – dokładnie tak samo jak w przypadku hodowli.

Pseudohodowla – pojęcie nacechowane negatywnie

Często słyszy się, że sklepy zoologiczne sprowadzają zwierzęta z „pseudohodowli”. Słowo to jest używane w sposób pejoratywny i zazwyczaj odnosi się do hodowli, które nie są zrzeszone w oficjalnych organizacjach. Problem w tym, że samo posiadanie rejestracji w organizacji hodowlanej nie gwarantuje wysokiego poziomu opieki nad zwierzętami.

Czy każda „pseudohodowla” jest zła?

Pod pojęciem „pseudohodowli” często wrzuca się wszystkie niezarejestrowane hodowle do jednego worka, sugerując, że działają w złych warunkach, nie dbają o zdrowie zwierząt i są nastawione wyłącznie na zysk. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana.
  • Nie każda hodowla działająca poza oficjalnymi organizacjami jest zła. Są hodowcy, którzy nie należą do związków, ale zapewniają zwierzętom doskonałe warunki i dbają o ich zdrowie.
  • Bycie w organizacji nie zawsze oznacza odpowiedzialność. Nawet „legitne” hodowle mogą mieć swoje problemy – od złych warunków, przez błędy genetyczne wynikające ze zbyt wąskiej puli genów, aż po kierowanie się rynkowymi mechanizmami nastawionymi na zysk.
  • Prawdziwym problemem nie jest status hodowli, ale sposób, w jaki traktuje zwierzęta. Ważniejsze od przynależności do związku jest to, czy hodowca zapewnia odpowiednie warunki, dba o zdrowie zwierząt i nie rozmnaża ich wyłącznie dla zysku.
Zamiast oceniać hodowlę wyłącznie po nazwie, lepiej sprawdzić, w jakich warunkach żyją zwierzęta i jakie podejście ma hodowca.

Adopcja to nie jedyna opcja

Niektórzy sugerują, że jedynym moralnie słusznym wyborem jest adopcja. Owszem, adopcja jest świetnym rozwiązaniem dla osób, które chcą dać dom zwierzętom po przejściach. Jednak nie każdy ma możliwość adopcji, a dla wielu osób inne opcje są bardziej odpowiednie.
  • Nie wszędzie działają fundacje i organizacje zajmujące się adopcją małych zwierząt.
  • Nie każdy chce adoptować zwierzę po przejściach – niektórzy wolą młode zwierzę, które mogą wychować od początku.
  • Adopcja nie zawsze oznacza zdrowe zwierzę – wiele adoptowanych zwierząt wymaga leczenia i specjalistycznej opieki.
Adopcja to świetna opcja, ale nie można narzucać jej jako jedynego słusznego wyboru.

Hejtujemy sklepy

Na każdej grupie na Facebooku zajmującej się chomikami, gdzie sklepy zoologiczne są obiektem hejtu, znajduje się od 5 do 10 tysięcy osób. Tymczasem w całej Polsce istnieją zaledwie dwie uznane hodowle chomików. Nie dostrzegacie tu pewnej sprzeczności?

Jeśli tak wielu ludzi faktycznie bojkotuje sklepy i uważa je za „zło absolutne”, to skąd mają swoje chomiki? Skoro liczba uznanych hodowli jest tak mała, a adopcje nie są w stanie pokryć całego popytu, to jakie są realne źródła tych zwierząt?

Czy te tysiące chomików pochodzą wyłącznie z adopcji? – To mało prawdopodobne, bo liczba chomików do adopcji nie jest aż tak duża.
Czy wszyscy kupili je w tych dwóch „legalnych” hodowlach? – Niemożliwe, bo skala ich działalności jest niewielka.
Czy może jednak wielu z tych „świadomych bojkotujących” kupiło chomiki w sklepach zoologicznych albo przez ogłoszenia na OLX i teraz w internecie udaje ideowych przeciwników sklepów?

W praktyce większość chomików nadal pochodzi ze sklepów zoologicznych lub z niekontrolowanych rozmnożeń, a bojkotowanie sklepów w internecie to często jedynie fasada. Ludzie nie mają alternatywnej opcji, ale mimo to wylewają hejt na sklepy, z których sami prawdopodobnie kupili swoje zwierzęta.

Mało tego – coraz więcej sklepów zoologicznych rezygnuje z oferowania zwierząt, bo nikt nie ma ochoty być obiektem internetowego hejtu. Nie oznacza to jednak, że popyt na zwierzęta spada – wręcz przeciwnie. Ludzie nadal chcą kupować zwierzęta, tylko teraz robią to w szarej strefie, gdzie nie ma żadnej kontroli nad tym, w jakich warunkach są rozmnażane i sprzedawane.

Rzeczywistość wygląda inaczej niż internetowe narracje. Głośny hejt na sklepy zoologiczne nie zmienia faktu, że to właśnie tam wciąż kupowana jest większość zwierząt, ponieważ alternatywy są zbyt nieliczne i niedostępne dla przeciętnego klienta a często o jeszcze bardziej niebezpieczne. Jeśli rzeczywiście sklepy miałyby zniknąć, to dlaczego przez lata nie powstało więcej profesjonalnych hodowli, które dostarczałyby zwierzęta w sposób rzekomo bardziej etyczny?

To pokazuje, że zamiast prowadzić emocjonalne wojny i tworzyć sztuczne podziały, warto skupić się na realnych rozwiązaniach – edukacji, lepszej kontroli sprzedaży zwierząt i podnoszeniu standardów w całej branży. Zerojedynkowe podejście nie prowadzi do poprawy sytuacji – wręcz przeciwnie, wzmacnia hipokryzję i umacnia szarą strefę, gdzie zwierzęta sprzedawane są bez żadnej kontroli i odpowiedzialności.

Już kiedyś, przy okazji innego artykułu, przedstawiliśmy, ile kosztuje utrzymanie chomika w sklepie zoologicznym przez miesiąc, z zachowaniem właściwych standardów. Wliczając pełnowymiarowe akwarium, 15 cm odpylonej ściółki, pełne badania weterynaryjne i karmę z górnej półki, koszt utrzymania chomika znacznie wzrasta. Do tego dochodzą jeszcze regularne odkażanie i utrzymanie higieny, co zwiększa średni koszt sprzedaży chomika nawet trzykrotnie.

Pytanie brzmi: czy klienci będą na to gotowi? Czy rzeczywiście zaakceptują kilkukrotnie wyższą cenę za chomika utrzymywanego w idealnych warunkach, czy raczej – mimo wszelkich deklaracji o etyce – wybiorą „chomiczka z OLX” za ułamek tej kwoty? W praktyce rynek dostosowuje się do oczekiwań klientów, a jeśli popyt będzie skierowany na jak najniższe ceny, to nie można się dziwić, że to właśnie szara strefa rośnie w siłę.

Jak poprawić sytuację zwierząt?

Zamiast bezrefleksyjnie bojkotować sklepy zoologiczne czy demonizować wszystkich hodowców, warto skupić się na realnych działaniach, które rzeczywiście mogą poprawić sytuację zwierząt. To nie ideologiczne wojny, lecz świadome wybory klientów kształtują rynek – i to od nich zależy, jakie standardy będą obowiązywać w przyszłości.

Każdy kupujący ma wpływ na to, jakie warunki będą miały zwierzęta – zarówno przed sprzedażą, jak i po niej. Można to robić poprzez:
  • Wybieranie miejsc, które faktycznie dbają o dobrostan zwierząt – zamiast kierować się wyłącznie ceną, warto sprawdzić warunki, w jakich trzymane są zwierzęta, oraz podejście sprzedawców do ich opieki. Dobre sklepy i hodowle istnieją, ale ich istnienie zależy od świadomych klientów.
  • Zgłaszanie nieprawidłowości do Inspekcji Weterynaryjnej – jeśli ktoś rzeczywiście widzi złe warunki w sklepie czy hodowli, powinien to zgłaszać odpowiednim służbom, a nie ograniczać się do wpisu na Facebooku. Realne działanie ma większy wpływ niż internetowy hejt.
  • Zadawanie pytań o pochodzenie zwierząt przed zakupem – warto dowiedzieć się, skąd pochodzi zwierzę, w jakich warunkach było hodowane i czy sklep współpracuje ze sprawdzonymi dostawcami. Jeśli sprzedawca unika odpowiedzi, to sygnał ostrzegawczy.
  • Edukowanie siebie i innych na temat właściwej opieki nad zwierzętami – świadomość opiekunów ma ogromne znaczenie. To nie tylko kwestia wyboru miejsca zakupu, ale także zapewnienia zwierzęciu odpowiednich warunków przez całe jego życie.
Tylko takie podejście – oparte na faktach i rzeczywistych działaniach, a nie na emocjach i zerojedynkowym myśleniu – może stopniowo poprawiać sytuację zwierząt. Podziały, bojkoty i skrajne oceny nie zmienią nic, jeśli nie pójdzie za nimi realne działanie.

Trzeba pamiętać, że sklepy – zwłaszcza te małe, niesieciowe – bardzo chętnie dostosowują się do wymagań klientów, o ile są one przedstawiane w sposób konstruktywny. Natomiast krzyki, oskarżycielski ton, internetowy hejt czy bombardowanie ocenami przez osoby, które nawet nigdy nie były w mieście, w którym znajduje się dany sklep, nie przynoszą żadnego efektu.

Taka argumentacja po prostu nie działa – ani na właścicieli sklepów, ani na nikogo innego. Realne zmiany osiąga się poprzez dialog i konkretne postulaty, a nie przez ataki, które jedynie budzą opór i zamykają drogę do jakiejkolwiek poprawy warunków.

Druga strona medalu – rzeczywisty wpływ walki ze sklepami zoologicznymi

Osoby walczące ze sklepami zoologicznymi, oskarżając je o złe warunki czy nieodpowiednie pochodzenie zwierząt, często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo się mylą, myśląc, że ich działania mają realny wpływ na rynek.

Ponieważ nie mamy dokładnych danych dotyczących populacji gryzoni w polskich domach, możemy posłużyć się przykładem kotów. Szacuje się, że w Polsce żyje około 7,5 miliona kotów, a tymczasem największa polska grupa „kociarzy” na Facebooku liczy niespełna 100 tysięcy osób. Nawet jeśli przyjąć, że w niektórych domach mieszka więcej niż jeden kot, liczba osób niebędących w żadnej grupie edukacyjnej czy społeczności związanej z prawidłową opieką nad zwierzętami jest ogromna.

Podobnie wygląda sytuacja z gryzoniami. Liczba osób posiadających te zwierzęta, które nigdy nie były i nie są aktywne na żadnej grupie edukacyjnej, jest wielokrotnie większa niż liczba tych, które aktywnie się edukują i poszukują rzetelnych informacji. A skoro ci ludzie nie pozyskują swoich zwierząt z kilku nielicznych hodowli działających w Polsce, to skąd one pochodzą?

Odpowiedź jest prosta – ze sklepów zoologicznych lub z szarej strefy.

I tutaj pojawia się kluczowa kwestia – z kim te osoby mają realny kontakt?
Nie z członkami internetowych grup, nie z działaczami na rzecz praw zwierząt, ale z pracownikami i właścicielami sklepów zoologicznych. To oni są często jedynym źródłem wiedzy dla większości kupujących, jedynymi osobami, które mogą wpłynąć na ich decyzje dotyczące opieki, żywienia i warunków zwierząt.

Czy więc większy sens ma hejtowanie sklepów, czy próba zmiany ich podejścia?

Czy osoby świadome oczekiwań zwierząt znają też oczekiwania klientów?

Osoby świadome tego, jakie warunki powinny mieć zwierzęta, często nie dostrzegają jednej rzeczy – czego oczekują klienci, którzy przychodzą do sklepu po zwierzę?

Każdy sklep, który próbuje edukować klientów i sugerować lepsze warunki, nieustannie toczy walkę o podstawy, mierząc się z pytaniami w stylu:

"Dlaczego rybka nie może iść do kuli?"
"Dlaczego chomik musi być sam, a świnka morska nie? Miałem jedną świnkę i była szczęśliwa!"
"Dlaczego klatka dla chomika, którą kupiłem w internecie i zmieści się na biurku dziecka pomiędzy lampką a laptopem, nie nadaje się do hodowli?"
Takie awantury o podstawowe warunki bytowe są codziennością. Właściciele i pracownicy sklepów zoologicznych często próbują edukować klientów, tłumacząc im, jakie warunki są odpowiednie dla danego gatunku, ale jeśli sklep się nie ugnie, klient często po prostu wychodzi obrażony i kupuje zwierzę gdzie indziej – w miejscu, które nie ma takich „wymagań” i sprzeda je bez zbędnych pytań.

Problemem nie jest istnienie sklepów, ale podejście ludzi

To pokazuje, że problemem nie jest sam fakt istnienia sklepów zoologicznych, ale podejście ludzi do zwierząt. Dopóki nie zmieni się świadomość ogółu społeczeństwa, likwidacja sprzedaży zwierząt w sklepach zoologicznych nie poprawi sytuacji – po prostu przeniesie handel do miejsc, gdzie nie będzie już żadnej kontroli ani jakiejkolwiek próby edukacji klientów.

I na nic zda się tutaj zakładanie, że wszystkie sklepy są złe, liczą tylko na zysk, a zwierzę to dla nich wyłącznie towar – jakby hodowle zrzeszone we „właściwych” stowarzyszeniach działały charytatywnie i nie sprzedawały zwierząt. Ten hejt niczego nie rozwiąże i niczego nie zmieni.

Jedyne, co może realnie wpłynąć na poprawę sytuacji, to zmiana podejścia i zaangażowanie w edukację. Wszystkich zaangażowanych w ten temat – od internetowych „pouczaczy”, przez klientów, aż po sprzedawców i hodowców.

Podsumowanie

Nie jesteśmy zwolennikami patologii w sprzedaży zwierząt ani w hodowlach – zwierzęta powinny być traktowane z szacunkiem, a ich dobrostan powinien być priorytetem. Jednak świat nie jest zerojedynkowy, a rzeczywistość często odbiega od czarno-białych podziałów, które narzuca się nam w mediach społecznościowych.

Nie promujemy żadnych hodowli ani tzw. pseudohodowli – zwracamy jedynie uwagę na fakt, że to, czy hodowla jest etyczna i odpowiedzialna, nie zależy od tego, w jakim stowarzyszeniu jest zarejestrowana, lecz od realnych warunków, jakie zapewnia zwierzętom.

Tymczasem w całej tej ideologicznej wojnie między sklepami zoologicznymi, hodowlami i „pseudohodowlami” prawdziwym zwycięzcą okazuje się szara strefa, która rośnie w siłę. Im bardziej polaryzuje się dyskusję i tworzy sztuczne podziały, tym więcej zwierząt sprzedawanych jest poza jakąkolwiek kontrolą – na giełdach, przez niesprawdzone ogłoszenia internetowe, z rąk osób, których nikt nie weryfikuje. I to właśnie tam dochodzi do największej liczby nadużyć, które często pozostają poza jakimkolwiek nadzorem.

Na Facebooku i w innych przestrzeniach internetowych kreuje się jedynie słuszną wizję, w której sprzedaż zwierząt w sklepach zoologicznych jest złem absolutnym, a jedyną moralnie akceptowalną opcją jest adopcja lub zakup wyłącznie od hodowców zrzeszonych w organizacjach. Tymczasem realne życie nie działa według prostych schematów – nie wszystko jest albo „cacy”, albo „be”.

Są sklepy zoologiczne, które dbają o zwierzęta, i są hodowle zrzeszone w związkach, które łamią zasady etyki. Są miejsca, gdzie liczy się wyłącznie zysk, i są miejsca, gdzie priorytetem jest dobro zwierząt. To, co naprawdę powinno kierować naszymi decyzjami, to zdrowy rozsądek i umiejętność oceny sytuacji na podstawie faktów, a nie medialnych narracji.

Zamiast ślepo powtarzać skrajne hasła, warto się zastanowić, jakie decyzje faktycznie pomagają zwierzętom, a które są tylko elementem ideologicznej wojny bez realnego wpływu na ich los. Przede wszystkim – rozum, a nie emocjonalne slogany zamiast powtarzania tego co mówią wszyscy.

My, którzy codziennie pomagamy zwierzętom, leczymy je, szukamy im nowych domów i jesteśmy bardzo blisko ich tragedii, doskonale wiemy, jak wygląda rzeczywistość. Absolutnie sprzeciwiamy się niekontrolowanemu rozmnażaniu zwierząt i uważamy, że powinno być ono prowadzone odpowiedzialnie, z troską o dobrostan i zdrowie każdego zwierzęcia.

Jednak narzucane w internecie podziały, hejt i zerojedynkowe myślenie nie są rozwiązaniem. Podobnie jak nie była nim ustawa ograniczająca rozmnażanie psów i kotów, która w założeniu miała ukrócić niekontrolowaną hodowlę, a w praktyce doprowadziła do wysypu nowych stowarzyszeń i hodowli tworzonych wyłącznie po to, by obejść przepisy.

To pokazuje, że zakazy i skrajne podejście nie eliminują problemu – tylko go przesuwają i tworzą nowe patologie. Zamiast szukać prostych, medialnych rozwiązań, powinniśmy skupić się na realnej edukacji, kontroli i promowaniu odpowiedzialnej opieki nad zwierzętami, niezależnie od ich pochodzenia.