W świecie karm dla gryzoni i królików co jakiś czas pojawia się nowa „rewolucja”. Jeszcze niedawno wszyscy zachwycali się bezzbożowymi mieszankami, potem przyszła fala suszonych warzyw i ziół „premium”, a dziś na opakowaniach coraz częściej można zobaczyć dumny napis: „tłoczone na zimno”. Brzmi zdrowo, naturalnie, a w wyobraźni właściciela od razu powstaje obraz chrupiącego granulatu pełnego świeżych roślin, który prosto z pola trafia do miski. Niestety, rzeczywistość jest mniej sielankowa.
Co znaczy „tłoczone na zimno”?
Samo określenie odnosi się wyłącznie do etapu formowania granulatu. W tradycyjnej produkcji stosuje się ekstruzję – mieszanka jest podgrzewana pod ciśnieniem nawet do 180°C, co powoduje kleikowanie skrobi i tworzenie twardego krokieta. W tłoczeniu na zimno ten etap wygląda inaczej: prasa mechanicznie ściska składniki, a temperatura procesu rzadko przekracza 60°C. Producent może wtedy napisać na opakowaniu, że karma była „delikatnie formowana” i „nie straciła wartości odżywczych”. W teorii brzmi to świetnie – w praktyce to tylko część całej historii.Składniki i tak widziały gorąco
Granulat, nawet jeśli powstaje w niższej temperaturze, nie składa się z surowych, chłodnych składników. Zboża, takie jak pszenica, jęczmień, owies czy proso, zanim trafią do mieszanki, przechodzą suszenie w temperaturze 60–100°C. Rośliny strączkowe – groch, soczewica, fasola – również wymagają suszenia, często w podobnych warunkach. Warzywa i owoce, które tak chętnie widzimy na zdjęciach promocyjnych (marchew, burak, jabłko, banan), też schną w temperaturach powyżej 50°C. Zioła, lucerna, babka lancetowata, mniszek czy mięta – w większości przypadków suszone są w standardowych, cieplejszych suszarniach, bo powolne suszenie w chłodzie jest drogie i czasochłonne.Oznacza to, że witamina C i inne związki wrażliwe na ciepło częściowo giną jeszcze zanim rozpocznie się „zimny” etap prasowania. Dla świnek morskich, które same nie syntetyzują witaminy C, to szczególnie istotne. Dlatego i tak producenci dodają premiks witaminowy – niezależnie od tego, czy granulat jest tłoczony na zimno, czy wytwarzany klasycznie.
Jak to się trzyma w kupie?
Granulat musi być spójny i trwały – w przeciwnym razie rozsypałby się w woreczku w proszek. W procesie ekstruzji robi to skrobia pod wpływem wysokiej temperatury, a w tłoczeniu na zimno – ta sama skrobia, ale wspierana innymi składnikami. Siemię lniane po zmieleniu tworzy lepką masę, która działa jak naturalny klej. Melasa buraczana nie tylko scala cząstki, ale też poprawia smakowitość karmy, co szczególnie przydaje się w produktach dla bardziej wybrednych zwierząt. Oleje roślinne, takie jak rzepakowy czy lniany, mogą dodatkowo wiązać mieszankę i ograniczać pylenie.To właśnie z tego powodu w karmach tłoczonych na zimno niemal zawsze znajdziemy choćby niewielki udział zbóż lub roślin strączkowych – bez nich granulat byłby kruchy, nietrwały i mało praktyczny w transporcie
Zalety karm tłoczonych na zimno
Mimo że wokół karm tłoczonych na zimno narosło sporo marketingowych mitów, nie można im odmówić pewnych realnych zalet. Sam proces prasowania w niższej temperaturze powoduje, że tłuszcze roślinne zawarte w składnikach są mniej narażone na utlenianie, co przekłada się na wolniejsze jełczenie i zachowanie lepszego aromatu. Dla części zwierząt może to oznaczać wyższą smakowitość karmy – szczególnie u osobników wybrednych lub wrażliwych na zmiany zapachu po dłuższym przechowywaniu.Delikatniejsze traktowanie mieszanki sprawia też, że granulat jest często mniej twardy niż ten wytwarzany metodą ekstruzji. To może być zaletą u zwierząt starszych, z problemami stomatologicznymi lub po zabiegach dentystycznych, które mają trudność z gryzieniem bardzo twardych kawałków. W karmach tłoczonych na zimno łatwiej też zachować niektóre naturalne aromaty ziół, kwiatów czy warzyw, które w wysokiej temperaturze szybko się ulatniają.
Niektórzy producenci podkreślają również, że dzięki tej metodzie można stosować większą ilość składników mniej przetworzonych – choć i tu warto pamiętać, że sam fakt tłoczenia na zimno nie jest gwarancją jakości składu, a jedynie technologią, która może w tym pomóc.
Wady i marketingowe pułapki
Choć na pierwszy rzut oka karmy tłoczone na zimno wydają się rozwiązaniem nowoczesnym i zdrowszym, to mają też swoje ciemniejsze strony. Najczęściej spotykanym problemem jest mylne wrażenie, że skoro granulat formowany jest w niższej temperaturze, to cała karma powstaje bez udziału ciepła. To oczywiście nieprawda – większość składników i tak przeszła wcześniej suszenie w wysokiej temperaturze. Wiele receptur, szczególnie tych dla gatunków roślinożernych, zawiera sporą ilość zbóż i roślin strączkowych, które w nadmiarze nie są optymalne dla koszatniczek, szynszyli czy królików wrażliwych na nadmiar skrobi.Drugą kwestią jest trwałość – karmy tłoczone na zimno, właśnie przez mniej agresywną obróbkę, często mają krótszy okres przydatności niż granulaty ekstrudowane. Oznacza to, że nieodpowiednie przechowywanie może szybko doprowadzić do utraty świeżości i jełczenia tłuszczów, a to nie tylko psuje smak, ale i może szkodzić zdrowiu zwierzęcia.
Na koniec pozostaje najważniejsza pułapka – marketing. Dobrze brzmiące hasło „tłoczone na zimno” potrafi skutecznie przykryć przeciętny lub wręcz słaby skład. Wielu opiekunów kupuje oczami, ufając modnemu określeniu, a nie analizując etykiety. Tymczasem to, co powinno decydować o wyborze karmy, to jakość i dopasowanie do potrzeb konkretnego gatunku, a nie modne logo na worku.
Co powinien wiedzieć opiekun gryzonia lub królika
To, że karma jest tłoczona na zimno, nie czyni jej automatycznie lepszą ani gorszą – liczy się cały skład i dopasowanie do potrzeb gatunku. U świnek morskich, koszatniczek, szynszyli i królików granulat – niezależnie od metody produkcji – powinien być tylko dodatkiem do diety, a nie jej podstawą. Najważniejsze jest dobrej jakości siano, uzupełnione świeżymi ziołami i odpowiednią ilością warzyw.U gatunków ziarnojadów, takich jak chomiki, myszy czy myszoskoczki, granulat nie może zastępować różnorodnej mieszanki nasion. W ich przypadku najważniejsza jest różnorodność składników, bo tylko wtedy zwierzę może wybierać i bilansować swoją dietę zgodnie z naturalnymi potrzebami.
Bez względu na gatunek, warto patrzeć na skład analityczny karmy – ile jest w niej błonnika, cukrów, jakie są źródła białka i tłuszczu. I pamiętać, że nawet najlepsza karma szybko straci jakość, jeśli będzie źle przechowywana. Granulat tłoczony na zimno ma zwykle krótszą trwałość niż ekstrudowany, więc trzeba go trzymać w szczelnie zamkniętym pojemniku, w suchym, chłodnym i ciemnym miejscu.
Podsumowanie
„Tłoczone na zimno” nie jest ani magiczną rewolucją w żywieniu gryzoni, ani marketingową ściemą bez żadnej wartości. To po prostu inny sposób formowania granulatu, który może mieć pewne plusy, ale nie zastępuje zdrowego rozsądku w wyborze karmy.Prawdziwa jakość kryje się nie w temperaturze prasy, ale w tym, co i w jakich proporcjach trafia do składu.
0 komentarzy
Brak komentarzy
Masz coś do powiedzenia? W artykule jest błąd?
Zostaw komentarz
Twój głos naprawdę ma znaczenie.